Dotarłam na miejsce w środę wieczorem i we wtorek od rana ostro wzięłam się za zwiedzanie - na pierwszy rzut poszedł ratusz - wyczaiłam dobrą miejscówkę do poimprezowania 10 grudnia (rozdanie nagród Nobla)
- potem muzeum starówka, muzeum noblowskie wieczorem krótki clubbing (krótki - ze względu na ceny piwa w knajpach ;)).

Następnego dnia uparłam się na Uppsalę i Sigtunę - i w sumie miałam chyba rację, mimo, że Jonas polecał Vaxholm (kto wie, moze innym razem). W Sigtunie podczas polowania na kamienie runiczne (tyle tam tego jest że u ludzi po podwórkach stoją!) spotkałam 2 panie z Polski ("Te kamienie? Nie no nie ma co szukać, trochę czerwonej farby i tyle, jeziorko tu jes ładne..." sic!).
Trochę źle wybrałam kolejność, bo w Uppsali byłam, kiedy muzea zaczynały się już zamykać (w Szwcji wszystko jakoś szybko zamykają...) i nie miałam czasu żeby zobaczyć muzeum Linneusza czy Muzeum Gamla Uppsala - ale po starej Uppsali i tak się przeszłam, mimo ceny biletu na autobus miejski. Robi wrażenie (Gamla Uppsala oczywiście... choć cena biletu też ;)). Widziałam też katedrę - jak zazwyczaj nie cierpię zwiedzania kościołów, to przyznam, że ta jest całkiem wypasiona. 
Podczas pobytu mogłam też trochę pobawić się w rozmów ki szwedzkie - zazwyczaj na moją nieudloną próbę dogadania się po szwedzku w Sztokholmie ludzie reagowali natychmiastowym przejściem na angielski, ale np już w takiej Uppsali - już prędzej się po szwedzku dogadywałam (takie podstawowe rzeczy, typu pytanie o drogę, zakupy...). Fajnie było :) Sztokholm jest pięknym miastem, z czystym sercem mogę polecić każdemu taką wycieczkę. Jest tam nieco drogo, ale też bez jakichś szczególnych tragedii. Za to można bardzo tanio kupić marcepan i świeże figi, z których to uciech z radością korzystałam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz