wtorek, 5 maja 2009

Właśnie zauważyłam, że blog zaniedbany odłogiem leży - gdzie minął ostatni miesiąc do jasnej cholery? I czemu człowiek zawsze mimo usilnego wkłaądania rąk do kieszeni budzi się z jedną w nocniku? Wobec tego notka zbiorowa - o tym co się działo (Ha! no i pisząc to się zorientowałam, gdzie przynajmniej część miesiąca uciekła...)

1. Low Land and High Seas Tour / Black Sails over Europe - jak kto woli.
Po całym niemalże dniu nauki farerskiego, zacne grono udało się do Alibi - klubu jak widać bardzo wszechstronnego. Trwał już występ Wrocławskiego Grimlord - który to zaskoczył owo grono swoją fajnością, co rokowało bardzo pozytywnie na dalszą część wieczoru. Słusznie. Jako następny grał holenderski Heidevolk - znałam część ich dokonań wcześniej, nawet mi się podobały ale bez fajerwerków - tymczasem na żywo zmiażdżyli. Rewelacja. Następny zespół - Alestorm rozczarował - zapowiadało się ciekawie, nic z tego nie wyszło. Tj wyszedł odpoczynek przy stoliku (i pomyśleć, że w większej części trasy to oni występują jako główna gwiazda...), po którym przyszła kolej na Tyra - tu bez niespodzianki - wymietli równo - od początkowego Hold The Heathen Hammer High, do końcowego Whiskey in the Jar (fundując po drodze męski striptiz w wykonaniu wokalisty ;))

2. Krakersy. DHL-ką przyjechało 80 kartonów. Nie wiedząc co z nimi zrobić urządziłam orgię krakersową - krakersy z paszetetem, z dzemem, z bitą śmietaną, z nutellą... Najlepsze okazały się pieprzowe maczane w mleku i solone z nutellą. Popijane malibu wchodziły tak samo dobrze jak z piwem czy wódką. Aczkolwiek jedna impreza nie rozwiązała sprawy, gdyż lekka konstrukcja oporowa z kartonów jeszcze stoi. Problem "Co na obiad" rozwiązany do wakacji.



3. Kalesony Action - "Jadą świry jadą" - wiosenna akcja studentów PWr - fajna techniafka poleciała, dobry lans.


4. Rekord Guinessa 1.05. Zostałam gitarzystką. Nie żebym nigdy nie była, ale to dawno i nieprawda, od 7 lat gitary w ręku nie miałam, nie pamiętałam nic. Od jednej osoby pożyczyłam gitarę, od brakującą innej strunę, stroik, od kogo innego pokrowiec, jeszcze kto inny udzielił mi podstawowych instrukcji i tak przygotowana poszłam bić rekord. Dało radę. Sporo nas tam było, zastanawiam się ile % przyszło ze względu na zniżki na wieczorny koncert... Zaczęłam robić ankietę, jej wyniki były przerażające/krzepiące (w zależności od punktu widzenia).

5. Deep Purple - I to byłą proszę państwa rewelacja. Kiedy popłynęły Dźwięki Higway Star, stałam kawałek od sceny, ale słychać było nader słabo - więc razu wyrwałam z kopyta i dopchałam się pod barierki (postury jestem dość lichej, ciężko pójść taranem, ale jakośzakosami daje radę). Poleciały największe hiciory, jak również kawałki z ostatniej płyty, a z ciekawostek rónież któryś polonez Chopina i Mazurek Dąbrowskiego. Najbardziej wymiękłam na Sometimes I Feel Like Screaming” - bosskie :D Bis bez niespodzianek - Hush i Black night. Do pełni szczęścia zabrakło Child in Time, ale wiadomo, że głos Gilliana jużnie ten... Jak na swój wiek i tak dają czadu niesamowicie :D

Piękna solówka Steve'a Morse'a:

2 komentarze:

ulver pisze...

I do tego Eluveitie;D Sorki że tak dorzucam, ale w kręgu znajomych tylko ja mam taki gust. A jak zobaczyłem Twój blog to nie mogłem się powstrzymać, żeby coś nie skomentować.
Miłej zabawy na juwenaliach;)pozdrawiam

jabberwocky pisze...

A dzięki :) Nie przepraszaj nie przepraszaj, dzięki za komentarz ;) A na juwenaliach Żywiłak dał radę jak się należy :D