wtorek, 28 lipca 2009

Masters of Rock

W sumie dawno temu to bylo, ale wakacje nie sprzyjaja jakoś blogowaniu (odmóżdżam się nieco expiąc w Last Chaos). Tuż po sesji wakacje zaczęły się z wykopem :) W sumie nie miałam początkowo planów jechać, ale zostałam namówiona - suma sumarum wyszło, że pojechałam jednak sama przez pół świata, żeby dotrzeć do miejscowości oddalonej ode mnie o jakies 160km... Ale warto było :)

Niestety nie wzięłam ze sobą porządnego aparatu, tylko bylegówienko, pod scenę przepchać się ciężko, obiektyw lipny więc nie ma za bardzo się czym chwalić... Ale Hansi bez włosów musi być ;)

Blind Guardian: Ależ mi narobili smaka na wrześniowy koncert w Płocku!
Korpiklaani: Zacnie, tak jak się spodziewałam, aczkolwiek chciałabym ich zobaczyć raczej na jakimś bardziej kameralnym koncercie w klubie
Eluveitie: No cóż... występ mnie nie powalił... Oczywiście, był na poziomie i w ogóle, ale zmieniliby w końcu selistę ;) Widziałam ich trzeci raz, za pierwszym byłam zachwycona, za drugim bardzo zadowolona... Za trzecim - tez mi się podobało, owszem, ale oprócz standardowej setlisty, zabrakło klimatu (jak to na takich festiwalach bywa) - do tego godzina mega idiotyczna - 13.00...
Tiamat: Niby nieźle, ale pozostaje nieodparte wrażenie, że oni czegoś ciągle szukają ale coś znaleźć nie mogą...
Kataklysm: Zacnie.
Keep of Kallessin: Kawał dobrej roboty. Zbyt często ich nie słucham, ale na żywo naprawdę wymiatają. Warto było porzucić konsumpcję browarów i zejść :)
Edguy: Wpadają w ucho. Nie znam ich na tyle, żeby czuć się uprawnioną do oceniania koncertu (ot czasem jakiejś płyty się posłuchało podczas nauki tudzież zamiast oryginalnej ścieżki z jakiejś gry), ale nieźle było.
Rage, Stratovarius: jw
Crucified Barbara: Cholera, zaspalam. Eh, ta śliwowica ;)
Evergrey: Grali po Crucified Barbara - już wstałam, ale słuchałam z pola namiotowego - trochę żałuję, bo jednak co pod sceną to pod sceną...
Nightwish: No cóż... porażka. Strój kobity to nawet nie kicha... to cos strasznego ;) W połowie koncertu poszłam sobie, bo nie było czego słuchać
Voivod: Pozamiatali \m/
Shamaan: Niestety grali po Nightwish - kiedy zdegustowana poszłam do namiotu - miałam tylko chwilę odpocząć... ale kilkanaście godzin drogi, kilka koncertów + kilka piw zrobiły swoje. A przyznam, że ostrzyłam sobie zęby na ten koncert.
Europe: Koncert oglądałam ze wzgórza naprzeciwko sceny - idealny widok na cały teren
festiwalu, publikę, scenę, telebimy (już wiem, gdzie się rozbiję następnym razem ;). Koncert IMO ciut przydługawy, ale "The final countdown" zakończyło ten festiwal w wielkim stylu :)

*Kolejność opisów przypadkowa ;)

Bardziej ogólnie:
+organizacja, zespoły, dojazd pociągiem tuż pod bramki, zaplecze, lokalizacja pól namiotowych i bezpieczeństwo na nich
-brak bisów, czeskie piwo, kurs korony, publika (ci Czesi w ogóle się bawić nie umieją... no ale jak się pija takie piwo... to musi siadać na psychikę ;)), Albert czynny do 19 (w weekend jeszcze krócej!), makabryczny ziąb w nocy i deszcz na Korpiklaani ;)

Brak komentarzy: